Rodzicielstwo to wyzwanie. Ręka w górę, kto się nie zgadza? No właśnie, nikt nie podniósł, bo to jest niewątpliwie wyzwanie. A jeżeli trafiła się jakaś mama, która z automatu, czytając to zdanie, potrząsnęła głową w geście sprzeciwu to znaczy, że ma słodkiego maluszka, który przesypia noc i nie ma kolek. Moje dzieci takie były. Do 2 roku życia pierwszego dziecka chodziłam dumna głosząc treści w stylu „Macierzyństwo to coś wspaniałego! Mój maluszek taki spokojny.” albo „Ja z moją córeczką to wszystko mogę zrobić. Macierzyństwo jest cudowne”. Drugie dziecko pojawiło się po 6 latach. Też było spokojne i cudowne przez pierwsze dwa lata swojego, życia. Tyle, że tym razem „macierzyństwo jest cudowne” nie przechodziło mi tak łatwo przez gardło, a na pewno bez poprzedniego entuzjazmu. Już wiedziałam, że ten czas szybko minie i cały cyrk dopiero się zacznie. Teraz jestem mamą w zasadzie dwóch nastolatków i zamieniam się w swoją mamę. Na koniec napiszcie mi w komentarzach, kto z was też tak ma. Oto kultowe teksty naszych matek (których sama używam!).
1. Obiad będzie, jak się ziemniaki ugotują.

Czyli kiedy? Za dzieciaka mnie to wkurzało, bo skąd mogłam wiedzieć za ile się ziemniaki ugotują, a nawet jeżeli wiedziałam ile czasu to trwa, to skąd mogłam wiedzieć ile już na tym ogniu były. I jeszcze w temacie obiadu muszę dodać, że na moje, bądź brata pytanie „Co na obiad?” zawsze była jedna odpowiedź: zupa i drugie danie. Wielokrotnie próbowałam przechytrzyć moją mamę pytając konkretnie, jaka dzisiaj zupa, ale matula była twardym zawodnikiem i odpowiadała mi, że „dobra”. Szach mat, dziecino. Teraz wprawdzie nie mówię dzieciom, że obiad będzie, jak ziemniaki się ugotują ale na pytanie, co na obiad, zawsze odpowiadam jak moja mama. Co mojego syna doprowadza do szewskiej pasji.
2. Teksty naszych matek – Ty nie jesteś wszyscy.

Alternatywą dla tego zdania było „Nie obchodzą mnie inni”. Był to tekst kończący moje tłumaczenie się ze zrobienia czegoś w co byłam zaplątana grupowo. Na przykład poszliśmy całą klasą na wagary. Oczywiście w szkole i w domu draka na całego…”Mamo, ale inni też poszli na te wagary!”. I mama, bach, jak wielki Szu wyciąga asa z rękawa: „Nie obchodzą mnie inni!” Albo wracam ze szkoły z jedynką z kartkówki. Na obronę mam tylko, że Zosia też dostała taką ocenę, a mama kolejnym asem kończy dyskusję: „Nie obchodzi mnie Zosia, ty mnie obchodzisz… „ Słodkie, pełne troski, ale tylko z pozoru. Generalnie było to ostrzeżenie, żeby lepiej wziąć się do nauki, bo możesz skończyć ze szlabanem na wyjście na podwórko.
3. Bozia rączek nie dała?

Teraz bym mojej mamie odpowiedziała, że dała. Nawet dwie i we właściwym zestawieniu prawa z lewą. Wtedy za taką odpowiedź pewnie przegoniłaby mnie z kuchni ścierką i za karę musiałabym siedzieć w pokoju. Oczywiście, że było to pytanie retoryczne, dające szansę na ponowne przemyślenie, czy aby na pewno chcę je zadać. I czy aby na pewno chcę, żeby mama mi podała, np. łyżkę do zupy z szuflady będącej tuż za moimi plecami. Dzisiaj, z punktu widzenia zapracowanej, wielozadaniowej mamy, pytanie mamy czy zrobi mi herbatę uważam za niezasadne i skoro Bozia dała dwie rączki i dwie nóżki to taki nastolatek może wstać, przemieścić się do kuchni i zrobić sobie herbatę.
4. Jak wstanę i znajdę…

Mama miała dar widzenia rzeczy przez ścianę, a nawet dwie ściany. A my młodzi nie mieliśmy zdolności widzenia tych rzeczy nawet patrząc na nie. U niektórych mężczyzn ta zdolność w ogóle się nie rozwinęła, ale to już inne zagadnienie naukowe. W każdym bądź razie idę o zakład, że jak wołaliście z kuchni do waszych mam, gdzie jest kakao, a mama odpowiadała, że w szafce nad zlewem, na środkowej półce, pomiędzy herbatą a kawą, to tego kakao tam nie było. „Mamo, nie ma!”. I w momencie, kiedy słyszałeś „Jak wstanę i znajdę to…” to kakao magicznie pojawiało się we wskazanym miejscu. Nie wiem jaki cudem, ale magicznie się pojawiało.
5. Czy ja mówię po chińsku?

To też była forma ostrzeżenia ze strony mamy. Dawała tym samy szansę, by polecenie, które właśnie nam wydała było bezdyskusyjnie wykonane. Albo zakaz zrobienia czegoś, który my bojowniczo próbowaliśmy wynegocjować… Wtedy, by ponownie nie odpowiadać nam „nie” mama dawała nam ostrzeżenie „Czy ja mówię po chińsku?”.
6. Taki burdel w tym pokoju, że tylko nasrać na środku – teksty naszych matek.

Burdel w czasach kiedy byłam nastolatką nie kojarzył mi się z moim pokojem. Raczej z przybytkiem z paniami lekkich obyczajów. A moja mama wprawdzie nie dokładała do tego, że jeszcze tylko nasrać (może po prostu u mnie czy u brata nie było tak źle) i przyklepać. Ale mama uważała, że jest burdel i kazała to ogarnąć. Nie było dyskusji. Dzisiaj, jak patrzę na pokoje swoich dzieci to sobie myślę „Mamo, teraz mogłabyś tu wejść i popatrzeć na to, co oni tu mają. Okazałoby się, że nasze pokoje były naprawdę czyste”.
7. Nie zaraz, tylko już – teksty naszych matek.

Zaraz było, jest i najprawdopodobniej będzie odpowiedzią na polecenie zrobienia czegoś w mniemaniu mamy absolutnie priorytetowego. Po tym zdaniu, jeżeli nie chciało się mieć na pieńku z matulą to się szło zrobić daną rzecz. Moja mama na koniec, po wykonaniu zadania zwykła mówić „I co, dało się?”
8. Nie mów tyle, bo cię zjedzą motyle.

To słyszałam od mojej mamy odkąd sięgam pamięcią. Gadulstwo towarzyszyło mi całe życie i wydaje mi się, że moim rodzicom należy się medal, że ze mną wytrzymywali. Karma niestety wraca i teraz ja słucham. W moim przypadku, w czasach dzieci świadomych swoich praw mam o wiele gorzej. Pakiet pokoleniowy został przekazany i to samo powtarzam swojemu synowi.
9. To wygląda jak krowie z gardła wyjęte – teksty naszych matek.

Moje ulubione. Nie lubię wymiętych rzeczy. Może dlatego, że moja mama zawsze dbała o nas oraz o nieskazitelny wygląd taty koszul i garniturów i powtarzała z uporem maniaka „daj to, poprawię to żelazkiem, bo później będą mówić, że ci ŻONA nawet koszuli nie uprasuje” Pamiętam raz, jak mojej mamy nie było w domu, a tata wpadł w czasie pracy i powiedział, żebym mu uprasowała koszulę, bo jedzie na pilne spotkanie z klientem. Miałam na to tyle czasu, że zdążyłam uprasować jedynie przód koszuli i kołnierzyk. Pamiętam jak dziś, jak mówiłam wychodzącemu tacie, żeby absolutnie nie ściągał marynarki!
10. Co w szkole?

To zapamiętałam bardziej jako tekst taty niż mamy. Jeszcze dobrze nie wszedł do domu. Jeszcze dobrze się nie rozebrał, a już pytał mnie, co w szkole. Dla lepszego zobrazowania całości sytuacji wspomnę, że jak słyszałam, że tata, bądź mama wraca z pracy zawsze do nich wychodziłam z pokoju.
Wspomniane wyżej teksty to taki mój pakiet pokoleniowy. Coś w rodzaju posagu, przekazywanego z rąk matek swoim córkom. Dziś się nie haftuje serwet, ani nie szyje pościeli, by przekazać je jako wiano w dniu ślubu. Pokolenie milenialsów dostało pakiet tekstów. Proszę córko, bierz jak swoje, tylko umiejętnie tym władaj.
Wzbudziłam twoje zainteresowanie? Zapraszam tutaj.