Moje topowe auta marzeń. Absolutnie nie znam się na samochodach. Wiem jak nakarmić, jak odpalić i jak pomykać po autostradach. I jeszcze wiem, że nie zmienia się płynu w kierunkowskazach, a -4° na kokpicie to nie jest srający ludzik. Ale mając nieograniczony budżet na zakup i nieograniczony budżet na utrzymanie auta wybrałabym…
Oto moja lista seksy samochodów. Krótko, zwięźle i zdecydowanie nie po męsku. Koniecznie sprawdź!
1. Auta marzeń – Mercedes – Benz 300 SL „Gullwing” z 1957.

Och, moje marzenie od dziecka. Będąc małą dziewczynką dostałam od wujka album ze starymi samochodami. Wiem, że po tym zdaniu w waszych głowach zrodziło się więcej pytań o ten prezent dla dziewczynki niż o sam samochód, no ale najwidoczniej mój wuj był postępowym człowiekiem i nie dobierał prezentu do płci. Kto wie ten wie, że drzwi tego samochodu otwierają się do góry i wyglądają po otwarciu jak skrzydła sępa. Spytacie na co mi taki Mercedes? Na przejażdżki po wsi, w której będę kiedyś mieszkać. Wsiadam oczywiście w garażu, jadę w trasę, nigdzie nie wysiadam, wracam do garażu i wysiadam. Dlaczego tak? Ano dlatego, że ten samochód ma wysokie progi i wsiadanie do niego mając chory kręgosłupa wyglądałoby co najmniej pokracznie.
2. Auta marzeń – Cadillac Coupe de Ville z 1957

Amerykański sen. Do czego mi potrzebne takie auto? W Polsce tylko do patrzenia. Bydlę ma 6 metrów długości. Musiałabym prosić męża, żeby wyjechał mi z garażu, a potem do niego wjechał. A o jeździe po wąskich uliczkach starego kontynentu nie mam co myśleć. Jest potężny, ma składany dach, przednią szybę zachodzącą gładko na boki i te takie śmieszne białe paski na oponach. I te chromowania…No bajka. Nic tylko się zakochać. Może nie na zakupy do Biedronki, ale chętnie bym się po autostradzie przejechała taką furą.
3. Auta marzeń – Ford Mustang Mach 1 z 1969

Koniecznie czarny lakier i koniecznie czarny w środku. Piękna głęboka czerń w zestawieniu z chromowaniami. Aż mam ciarki na samą myśl, że mogłabym takim samochodem pojeździć. Pewnie zjada wiadra paliwa, jest głośny i ciężko się nim kieruje, ale co z tego, jak ładnie wygląda. Teraz jeżdżę 18-letnią Hondą Civic i jak ją kupowałam to dzwoniłam do handlarza czy przypadkiem nie ma zepsutego wspomagania, bo ciężko się parkuje, a ona ma po prostu szerokie opony. Ot, cała moja wiedza na temat samochodów. Ale klasykę starego designu Forda i pomruk potężnego silnika jestem w stanie docenić. Klasyczna amerykańska siła w czystej postaci.
4. Porsche 911 z lat 70-tych

Koniecznie czerwone. Na zakupy bym nim jeździła i syna do szkoły odwoziła. Na seks się nie nadaje. Jestem po czterdziestce i nie mam już tej elastyczności kręgosłupa, jak za dawnych lat. Jednym słowem jest za małe. A nawet jeśli by nas poniosło to szkoda tej skórzanej tapicerki. To co przyciąga w nim moją uwagę to ten przedni zderzak… Taki lekko wystający, jak dolna warga Bubby z Foresta Gump’a. Śmieszny trochę i pewnie po coś.
5. Auta marzeń – Mini Morris lat 80-tych.

Niestety lata 80-te w motoryzacji mnie absolutnie niczym nie zachwyciły. Trudno wybierać między brzydkim, a brzydszym. Więc dla beki wybrałabym właśnie Mini, w hołdzie Mr. Bean. I dla beki brałabym go na zakupy do marketu budowlanego albo po choinkę w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia. Do pomocy wzięłabym męża. Stałabym z boku i patrzyła jak kombinuje i wkurza się na mnie, że takie małe auto kupiłam. Kupiłam, bo mogłam. Kto bogatemu zabroni?
6. Range Rover Sport

Bez znaczenia kolor, rocznik raczej starszy niż ten z roku 2024. Duży. Fajny, przestronny. Na osiedlowym parkingu nie ma szans się zmieścić, ale poza nim – kilometry od osiedla już jak najbardziej. Ponoć ruch to zdrowie. A jak ruch to idealny na wypad do lasu z pieskami i nie tylko. Tylna kanapa jest wystarczająco duża. Tak duża jak moja erotyczna fantazja.
7. Jeep Wrangler – Auta marzeń

Chyba bez znaczenia rocznik. Każdy ma coś w sobie. Byle by był czerwony. Jak mój zabawkowy z dzieciństwa. I to jest chyba jedyny powód, dla którego chciałabym go mieć. Jest ładny, czerwony i seksowny. Ma duże koła, można pojeździć po szutrowych drogach bez urwania podwozia i poczuć wiatr we włosach. A mężowi kupiłabym Jeep’a Gladiatora. Jest tak wielki jak jego ego.
Moja mama zwykła mówić, że marzenia nic nie kosztują, a każda matka kocha swoje dzieci. Więc może kiedyś jak spłynie na mnie jakieś bogactwo to w moim garażu obok klasycznego eco autka stanie prawdziwy, leciwy pogromca szos. Głośny na całą wieś pożeracz ropy. A co, niech wszyscy słyszą, że Magdalena swym mustangiem jedzie. Do sklepu po śmietanę, bo jak zawsze nie ma, a dzieci chcą jeść.
Jeżeli jesteś ciekaw co jeszcze mam do powiedzenia to zapraszam do innych moich wpisów. Kliknij tutaj.